Tak naprawdę to tylko kilka piosenek, których słucham w długie, deszczowe wieczory. W tramwajach, autobusach i na ulicach.
d o P O W I E D Z E N I A
sobota, 7 stycznia 2017
niedziela, 18 grudnia 2016
Pusto i nic
Zbyt szybko zachłysnęłam się świeżością wdychanego powietrza. Myślałam, że już uwolniłam się od wiążących strachu, smutku, od depresji i napadów paniki.
Przeliczyłam się. Ogłosiłam triumf o wiele za wcześnie, zbyt pochopnie, zupełnie nie przyjmując do siebie możliwości kolejnej fali pogorszenia. Ale regres nadszedł, znalazł mnie w końcu i dopadł, bo tak właśnie działa. Nieprzewidywanie. Nagle.
Po prostu zawsze wraca.
Tym razem jest inaczej, poza smętnością egzystencji, dominującym uczuciem jest... nic. Właśnie nic. Zupełna emocjonalna pustka. Brak motywacji. Brak chęci.
Nic nie przynosi mi szczęścia, odczuwam jedynie chwilowe przypływy krótkiej ulgi, jednak nie na tyle silne, aby chciałoby mi się wyjść z łóżka, łapać je. Staram się szukać bodźców, które uśmierzyłyby dojmującą inercję, jednak czuję się zbyt słaba, niezdolna do wykonania najprostszego kroku w tym kierunku.
Czuję powolne, acz nieodwracalne umieranie. Chcę spać.
Przeliczyłam się. Ogłosiłam triumf o wiele za wcześnie, zbyt pochopnie, zupełnie nie przyjmując do siebie możliwości kolejnej fali pogorszenia. Ale regres nadszedł, znalazł mnie w końcu i dopadł, bo tak właśnie działa. Nieprzewidywanie. Nagle.
Po prostu zawsze wraca.
Tym razem jest inaczej, poza smętnością egzystencji, dominującym uczuciem jest... nic. Właśnie nic. Zupełna emocjonalna pustka. Brak motywacji. Brak chęci.
Nic nie przynosi mi szczęścia, odczuwam jedynie chwilowe przypływy krótkiej ulgi, jednak nie na tyle silne, aby chciałoby mi się wyjść z łóżka, łapać je. Staram się szukać bodźców, które uśmierzyłyby dojmującą inercję, jednak czuję się zbyt słaba, niezdolna do wykonania najprostszego kroku w tym kierunku.
Czuję powolne, acz nieodwracalne umieranie. Chcę spać.
wtorek, 22 listopada 2016
Jesienność
Dobija mnie jesienność krótkich, zimnych dni. Smutek za oknem. Ale dziś wyszło słońce, a ja wyszłam z łóżka, więc czuję się trochę lepiej i trochę bardziej mi się chce czegokolwiek. To dziwne, jak duży wpływ wywiera na mnie pogoda. Dość irytujący fakt.
Ostatnio ciągle zaszywam się w łóżku z dużą ilością książek. Jest ciepło i miękko, kartki wydają miły szept szelestu, o wiele milszy niż zgiełk świata poza moim szczelnym pokojem. Doceniam ludzi, którzy wyciągają mnie z tego kokonu, raz na jakiś czas.
Dobrym dla mnie faktem jest to, że skończyłam klecić mój tomik, "Niebieska" od kilku tygodni czeka, przeredagowana, z zaprojektowaną oprawą graficzną. Czeka, i tutaj ten gorszy fakt, aż postanowię wysłać ją do druku, a ten krzyczący przycisk ZAMÓW DRUK z dnia na dzień przeraża mnie bardziej. To będzie ta ostateczność, będę musiała przyznać się do tego, co poczyniłam. Spełnię swoje marzenie. Problem w tym, że nie wiem co dalej. Choć wydać się może niedorzeczne, jestem niepewna.
Teraz jadę na zajęcia, wystawiam twarz do ostatnich promieni słonecznych. Oddycham spokojnie.
Ostatnio ciągle zaszywam się w łóżku z dużą ilością książek. Jest ciepło i miękko, kartki wydają miły szept szelestu, o wiele milszy niż zgiełk świata poza moim szczelnym pokojem. Doceniam ludzi, którzy wyciągają mnie z tego kokonu, raz na jakiś czas.
Dobrym dla mnie faktem jest to, że skończyłam klecić mój tomik, "Niebieska" od kilku tygodni czeka, przeredagowana, z zaprojektowaną oprawą graficzną. Czeka, i tutaj ten gorszy fakt, aż postanowię wysłać ją do druku, a ten krzyczący przycisk ZAMÓW DRUK z dnia na dzień przeraża mnie bardziej. To będzie ta ostateczność, będę musiała przyznać się do tego, co poczyniłam. Spełnię swoje marzenie. Problem w tym, że nie wiem co dalej. Choć wydać się może niedorzeczne, jestem niepewna.
Teraz jadę na zajęcia, wystawiam twarz do ostatnich promieni słonecznych. Oddycham spokojnie.
czwartek, 13 października 2016
Robię bałagan
Czasami po prostu wszystko cię wkurwia. Wstajesz z łóżka, stawiasz stopę na zimnej podłodze, widzisz szaroburość za oknem i zwyczajnie trafia cię szlag. Irytuje głos ludzi dookoła, ich obecność, fryzura kobiety z tramwaju numer 4, stukot butów na chodniku. Momentami przychodzi do głowy myśl, że wpadasz w paranoję. Wariujesz. Jesteś najbardziej upierdliwą osobą na świecie. Czujesz się okropnie, jak największy śmieć Ziemi, a zaraz po tym znowu zalewa cię fala złości.
Boję się, że mój najlepszy czas w życiu już był. I minął. Wtedy, gdy byłam młodsza, o wiele młodsza, szczęśliwsza. Rozsądniejsza. Kiedy miałam moje cztery jasno świecące gwiazdki przy sobie, kiedy nic nie było w stanie nas rozdzielić. Nie do zdarcia. Byłam tą dziewczynką, którą stawiano za wzór przykładnego dziecka, ucznia, człowieka. Ale to było eony temu. W innym życiu. Po drugiej stronie duszy.
Zastanawiam się jak to możliwe, że wszystko zmienia się i przyspiesza z taką mocą. Że tak diametralnie odmieniłam siebie, swoje priorytety i plany. Boję się. Boję się, że nie czeka mnie już nic niesamowitego. Boję się płaskości egzystencji. Tamta inna ja chciała statycznego istnienia, wyobrażała sobie życie z księciem, z kotem, w uroczym domku otoczonym soczystą zielenią roślin. Chciała pokoju na świecie i łagodnego głosu rozsądku. Tymczasem... nie wiem. To przerażające, ale nie potrafię sprecyzować czego chcę. Fajerwerków. Wybuchów. Buntu. Armageddonu. Boję się nudnej prozy życia, wkurwia mnie sama myśl o ciszy. Wkurwia mnie wszystko co zwyczajne. Jesteśmy wściekła, cały czas, jakby wciąż rażono mnie prądem. Układ nerwowy zamienił się w ośrodek planowania działań nuklearnych.
Nie chcę nic, nikogo.
Chcę wszystkiego.
Boję się, że mój najlepszy czas w życiu już był. I minął. Wtedy, gdy byłam młodsza, o wiele młodsza, szczęśliwsza. Rozsądniejsza. Kiedy miałam moje cztery jasno świecące gwiazdki przy sobie, kiedy nic nie było w stanie nas rozdzielić. Nie do zdarcia. Byłam tą dziewczynką, którą stawiano za wzór przykładnego dziecka, ucznia, człowieka. Ale to było eony temu. W innym życiu. Po drugiej stronie duszy.
Zastanawiam się jak to możliwe, że wszystko zmienia się i przyspiesza z taką mocą. Że tak diametralnie odmieniłam siebie, swoje priorytety i plany. Boję się. Boję się, że nie czeka mnie już nic niesamowitego. Boję się płaskości egzystencji. Tamta inna ja chciała statycznego istnienia, wyobrażała sobie życie z księciem, z kotem, w uroczym domku otoczonym soczystą zielenią roślin. Chciała pokoju na świecie i łagodnego głosu rozsądku. Tymczasem... nie wiem. To przerażające, ale nie potrafię sprecyzować czego chcę. Fajerwerków. Wybuchów. Buntu. Armageddonu. Boję się nudnej prozy życia, wkurwia mnie sama myśl o ciszy. Wkurwia mnie wszystko co zwyczajne. Jesteśmy wściekła, cały czas, jakby wciąż rażono mnie prądem. Układ nerwowy zamienił się w ośrodek planowania działań nuklearnych.
Nie chcę nic, nikogo.
Chcę wszystkiego.
poniedziałek, 10 października 2016
"Proszę, zrób mi jakaś krzywdę"
Chciałam żeby na mnie nakrzyczał, zwyzywał od najgorszych szmat jakie spotkał. Pamiętam, że odczuwałam wtedy irracjonalną potrzebę terroru, mocnego wstrząsu defibrylatorem, albo pięścią w kość policzkową. Chciałam, żeby zrównał mnie z podłogą i sprawił, że już się nie podniosę. Jedyne czego w tamtym momencie potrzebowałam, to poczuć coś. Cokolwiek.
Może znasz ten mrowiący stan fizyko-psychiczny, kiedy otacza Cię budyniowa nicość i odbiera funkcje wszystkich zmysłów po kolei.Tępy ból, którego nie czujesz na sztywnym od oczekiwania ciele. Wicie się. Wicie w galaretowatej masie cierpienia. I jedyne o czym marzysz to wstrząs, impuls, tylko dodatkowa porcja bólu może wyzwolić z tej pieprzonej inercji. Umierasz i żałośnie potulnie błagasz o to, by cię dobili, bo tylko to daje szansę na przeżycie.
Dokładnie tak czułam się wtedy. To znaczy, nie czułam nic, choć głowa podpowiadała mi, że powinnam zdychać w męczarniach. Byłam winna, ale nie skazana. Miałam chyba dobrego adwokata, przysłanego przez samego Diabła, w akcie ironicznego pocieszenia, bo na nic innego nie zasługiwałam. Trzymałam jego zakrwawione, wyrwane z piersi serce, które z taką czułością mi oddał, tylko po to, żebym za chwilę wypuściła je ze śliskich od osocza dłoni.
A on nie krzyczał. Nie targał, nie miotał, choć błagałam w duchu o jakikolwiek przejaw złości. Nie. On patrzył wytrwale na mnie, z tą swoją niezmywalną miłością, właśnie wtedy, gdy ja uświadamiałam sobie, że jestem lodowacie ograniczona emocjonalnie.