Pragnąc uprzedzić
niewątpliwą falę hejtu i dupobólu, nie piszę pamiętnika, nie szukam uwagi, nie
stwarzam sensacji. Jestem sobą, mówię o tym, co chcę powiedzieć, mam odwagę
pokazać jak wygląda mój świat. Mam słabości. Mam problemy. Tak jak Ty, tak jak każdy inny. Ale lubię siebie, cholera, fajnie jest lubić siebie. Oczywiście, spodziewam się otrzymania tytułu „atencyjnej
kurwy roku 2016”, ale trudno, przeboleję. Bo czasem warto. Ktoś powiedział, że
dzieląc się własną historią, możemy dawać nadzieję innym. Nie wiem. Może. W
każdym razie, nie chcę nawracać. Nie chcę mówić jak masz żyć. Nie chcę Twojego
współczucia. To jedynie moje miejsce, kawałek wirtualnej kartki i wyimaginowanej
publiki. A ja chcę opowiadać, bo mam wiele słów.
Jestem Em. Mam
dziewiętnaście lat, otyłego kota, szafę pełną książek, różowy pokój i
przewlekłą depresję. W moim życiu przyjęłam pewnie więcej leków na uspokojenie,
niż niejeden dzieciak cukierków. Wypróbowałam już niejeden rodzaj substancji
czynnej. Wiele kolorowych tabletek przewinęło się przez mój przełyk. Co jedne,
to gorsze. Pamiętam, że po jednych byłam senna, po innych rzucałam nożami w
męża znajomej mamy.
Nie, to nie nagonka na lekarzy, nie, nie zniechęcam do
leczenia. Terapia farmakologiczna bywa niezbędna. Sęk w tym, że leczenie
zaburzeń egzystencjalnych nie jest sprawą łatwą. Dobór tabletek, indywidualne
spotkania z terapeutami. Jeśli mówią Ci, że połkniesz kilka kolorowych pastylek
i życie zaraz stanie się piękne- bez szans, to ściema. To proces. Długi i
trudny. Ale na końcu czeka nagroda. Taka znacząca nagroda, którą jest chęć
życia.
Nie wierzysz? Ja też nie wierzyłam. Aż…
Oto będzie moje świadectwo.
Serio. Z każdego gówna można wyjść.
Udowodnię Ci.
Dobrze piszesz, będę czytać!
OdpowiedzUsuń