Boję się.
Ostatnio pieprzonym dominującym odczuciem, jakie mnie dotyka jest strach. I zmęczenie.
To właśnie nawrót, nagły i niezbyt silny, ale niepokój pozostaje niezmienny.
Ostatnio dużo obserwuję i słucham, o tym z czym mierzą się otaczający mnie ludzie. Myślę o tych wszystkich progach, które zostały do pokonania i o tym, ile jesteśmy w stanie znieść.
Mam nową teorię, nie określajmy człowieka jako słabego, bądź silnego. Człowiek jest jednocześnie jednym i drugim.
Szukam inspiracji do pisania. Czas porządnie przysiąść i napisać coś ładnego i długiego, tak aby pozostawić ślad po mojej mentalności. To dobry plan, jednak brak mi zacięcia. Ostatnio zacina się tylko mój mózg. Gdzieś między nocą, a popołudniową drzemką. Szczególnie teraz, gdy panicznie trudno jest się ruszyć.
Biorę mniej leków. Mniej mówię. Palę więcej. Biorę częściej drżący wdech.
Ale mam przy sobie ludzi. Ludzi, którzy nie pozwolą mi zanurzyć się w smutku, nawet po kolana, brodzę więc jedynie stopami w zimnym niepokoju. Obiecuję, że się nie poddam, obiecuję to sobie samej. Doskonale wiem, iż dam sobie radę. Widzę to w oczach moich bliskich. Widzę w swoich dłoniach i słyszę w oddechu. Byłam w gównie o jeden raz za dużo. Starczy.
niedziela, 19 czerwca 2016
poniedziałek, 13 czerwca 2016
Paplę o niczym, ale nie mogę spać
Wyjechałam.
Zaraz po zakończeniu matur opuściłam Wrocław i uciekłam od miejskich przesileń. Postanowiłam na chwilę wrócić do korzeni, rodzinnego domu w przytulnym miasteczku, aby spędzić trochę czasu z bliskimi.
Mój wyjazd nazwałam detoxem, bo jedynym, czego pragnęłam, była odrobina spokoju, kilku dni regeneracji. Kilka dni przeciągnęło się w tygodnie. Nie odezwałam się tutaj, może nie miałam nastroju/weny/ochoty/czasu, jednak prowadziłam uważne obserwacje i badania. Zachwycałam każdą minutą wolności oraz radości, jaka kwitła między moimi żebrami.
Niesamowite, jak wszystko może zmienić się w ciągu zaledwie roku, wycięto drzewo, na które lubiłam wchodzić, a pies sąsiadów przestał być rozkosznym szczeniakiem. Blok babci został radykalnie przemalowany, powiększono parking przed nim i na dodatek kazali mieszkańcom zacząć segregować śmieci. Nauczyłam się obsługiwać kasę fiskalną. Nauczyłam się żyć, nie tylko istnieć.
Zmiany przestały mnie przerażać, teraz raczej fascynują i zwiastują świeżość, dobrze jest tak odetchnąć.
Równie dobrze było wrócić do domu, przyjaciół i pisania. Przeciągam się raz po raz. Oglądam filmy, które nie wnoszą do mojego życia absolutnie nic. Rozmawiam z ludźmi, gotuję, sprzątam, piję kawę, lub dwie, ćwiczę, piszę. Każdy mały element 'bycia' ma sens, nie w skali życia, ale dla samego sensu w pojedynczej chwili.
A gdy przychodzi gorszy dzień biorę w rękę Bukowskiego i upijam się razem z nim i jego dziwkami, upijam się rzecz jasna słowami. Mój prywatny odganiacz smutku.
Uroczyście przysięgam, że nie będę tworzyć żadnych planów na te wakacje. Dzień po dniu, będę dalej wychodziła na prostą. Oto cel i nagroda.
Zaraz po zakończeniu matur opuściłam Wrocław i uciekłam od miejskich przesileń. Postanowiłam na chwilę wrócić do korzeni, rodzinnego domu w przytulnym miasteczku, aby spędzić trochę czasu z bliskimi.
Mój wyjazd nazwałam detoxem, bo jedynym, czego pragnęłam, była odrobina spokoju, kilku dni regeneracji. Kilka dni przeciągnęło się w tygodnie. Nie odezwałam się tutaj, może nie miałam nastroju/weny/ochoty/czasu, jednak prowadziłam uważne obserwacje i badania. Zachwycałam każdą minutą wolności oraz radości, jaka kwitła między moimi żebrami.
Niesamowite, jak wszystko może zmienić się w ciągu zaledwie roku, wycięto drzewo, na które lubiłam wchodzić, a pies sąsiadów przestał być rozkosznym szczeniakiem. Blok babci został radykalnie przemalowany, powiększono parking przed nim i na dodatek kazali mieszkańcom zacząć segregować śmieci. Nauczyłam się obsługiwać kasę fiskalną. Nauczyłam się żyć, nie tylko istnieć.
Zmiany przestały mnie przerażać, teraz raczej fascynują i zwiastują świeżość, dobrze jest tak odetchnąć.
Równie dobrze było wrócić do domu, przyjaciół i pisania. Przeciągam się raz po raz. Oglądam filmy, które nie wnoszą do mojego życia absolutnie nic. Rozmawiam z ludźmi, gotuję, sprzątam, piję kawę, lub dwie, ćwiczę, piszę. Każdy mały element 'bycia' ma sens, nie w skali życia, ale dla samego sensu w pojedynczej chwili.
A gdy przychodzi gorszy dzień biorę w rękę Bukowskiego i upijam się razem z nim i jego dziwkami, upijam się rzecz jasna słowami. Mój prywatny odganiacz smutku.
Uroczyście przysięgam, że nie będę tworzyć żadnych planów na te wakacje. Dzień po dniu, będę dalej wychodziła na prostą. Oto cel i nagroda.