poniedziałek, 13 czerwca 2016

Paplę o niczym, ale nie mogę spać

Wyjechałam.
Zaraz po zakończeniu matur opuściłam Wrocław i uciekłam od miejskich przesileń. Postanowiłam na chwilę wrócić do korzeni, rodzinnego domu w przytulnym miasteczku, aby spędzić trochę czasu z bliskimi.
Mój wyjazd nazwałam detoxem, bo jedynym, czego pragnęłam, była odrobina spokoju, kilku dni regeneracji. Kilka dni przeciągnęło się w tygodnie. Nie odezwałam się tutaj, może nie miałam nastroju/weny/ochoty/czasu, jednak prowadziłam uważne obserwacje i badania. Zachwycałam każdą minutą wolności oraz radości, jaka kwitła między moimi żebrami.

Niesamowite, jak wszystko może zmienić się w ciągu zaledwie roku, wycięto drzewo, na które lubiłam wchodzić, a pies sąsiadów przestał być rozkosznym szczeniakiem. Blok babci został radykalnie przemalowany, powiększono parking przed nim i na dodatek kazali mieszkańcom zacząć segregować śmieci. Nauczyłam się obsługiwać kasę fiskalną. Nauczyłam się żyć, nie tylko istnieć.
Zmiany przestały mnie przerażać, teraz raczej fascynują i zwiastują świeżość, dobrze jest tak odetchnąć.
Równie dobrze było wrócić do domu, przyjaciół i pisania. Przeciągam się raz po raz. Oglądam filmy, które nie wnoszą do mojego życia absolutnie nic. Rozmawiam z ludźmi, gotuję, sprzątam, piję kawę, lub dwie, ćwiczę, piszę. Każdy mały element 'bycia' ma sens, nie w skali życia, ale dla samego sensu w pojedynczej chwili.
A gdy przychodzi gorszy dzień biorę w rękę Bukowskiego i upijam się razem z nim i jego dziwkami, upijam się rzecz jasna słowami. Mój prywatny odganiacz smutku.

Uroczyście przysięgam, że nie będę tworzyć żadnych planów na te wakacje. Dzień po dniu, będę dalej wychodziła na prostą. Oto cel i nagroda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz