Czasem mury i napisy na drzwiach w pubie, przypominającym melinę, mówią o życiu więcej niż niejedno opasłe tomisko filozofa. Dlatego tak bardzo lubię wychodzić z domu, w poszukiwaniu inspiracji. Dźwięki, zapachy. Otacza mnie kokon patchworkowych bodźców, otula jak ciepły koc, dając pierwotną cząstkę siebie, którą mogę przetworzyć i wykorzystać według własnych pomysłów. Czerpię z życia ile tylko mogę.
Z dnia na dzień przekonuję się, że naprawdę lubię ludzi, oczywiście nie wszystkich, ale zdecydowaną większość.
To dziwne, ale przychodzą do mnie. Pukają nieśmiało, szukając pomocy i chcą mówić do mnie. O sobie, swoich problemach. Nagle, niezauważalnie ze słabej rekonwalescentki stałam się słuchaczem ludzi, którzy tego potrzebują.
Czasem mam też dość i nie chcę słuchać nikogo. Zamykam się w egoistycznej warstwie mojej osobowości, bo męczy mnie ludzka obecność. Bywam okropna i zimna, to prawda. Często czuję wyrzuty sumienia z tego powodu, a jednak, mimo tej świadomości, nie mogę wyeliminować z siebie niemiłej cząstki.
Przede mną jeszcze dużo pracy. Łapię się na tym, że niejednokrotnie zdaje mi się, iż to już koniec problemów i choroby. Nie, nie jestem zdrowa, wiele jeszcze zostało do naprawienia i nauczenia.
Dużo czytam ostatnio, to pomaga, dobrze jest wrócić do książek.
Zdałam maturę. Cieszę się, to już zamknięcie licealnego życia, koniec szkoły, której tak nienawidziłam.
Czekam na wyniki rekrutacji.
Czekam na to co będzie.
Jestem pełna optymizmu.
Życzę miłych wakacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz